niedziela, 29 grudnia 2013

" I'll always be with you 2"


 Ostatnimi czasy często śniły mi się koszmary. Często budziłem się w nocy po kilka razy przez to coraz częściej się nie wysypiałem i gdy chłopaki przyjeżdżali w ciągu dnia w odwiedziny to wręcz zasypiałem przy nich na siedząco. Martwili się i to chyba jak jeszcze nigdy, a ja miałem wyrzuty sumienia, że to wszystko moja wina. Z dnia na dzień czułem się coraz okropniej, brak Yuu przygnębiał mnie coraz bardziej. Na jedzenie nie mogłem już nawet patrzeć jedyne co mi pomagało to wypalana dziennie paczka papierosów.- Kouyou... zjedz coś w końcu.. Czy Ty się w ogóle widzisz ? Widzisz co się z Tobą dzieje ?! -Kładąc głowę na stole zakryłem dłońmi uszy i zamknąłem oczy nie chcąc słuchać darcia się Rukiego. Każdy zaczynał już powoli tracić do mnie cierpliwość, nie chciałem nikogo słuchać. Marudzili, że zamknąłem się w sobie i nie dopuszczam nikogo kto chce mi pomóc do siebie. Twierdzili, że przez ostatnie tygodnie stworzyłem wokół siebie mur przez, który nie można się przebić. Trudno. Byłem im wdzięczny, że starali się abym jeszcze jakoś funkcjonował, ale naprawdę zaczynałem mieć już dość ciągłego traktowania mnie jak dziecko i stania mi przez cały czas nad głową. Chłopaki widząc, że nie można dojść ze mną do porozumienia westchnęli ze zrezygnowaniem i wyszli, rzucając na odchodne że jakby co mam do któregoś z nich zadzwonić. Kiedy drzwi się zamknęły wstałem i odetchnąłem głęboko ciesząc się, że mam w końcu spokój. Podchodząc do drzwi zamknąłem je i poszedłem do salonu po drodze przeciągając się. Nie wychodziłem z domu już od dłuższego czasu i gdy tak stanąłem przy oknie wpatrując się w śnieg na zewnątrz postanowiłem trochę się przewietrzyć. Zawsze lubiłem zimę. W zimowe wieczory wychodziłem z Yuu na spacer, by później wrócić przemokniętym do suchej nitki przez ciągłe wrzucanie się w śnieg i bitwy na śnieżki. Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie tamtych chwil po czym skierowałem wzrok na zegar wiszący na ścianie. Nie było późno, a na dworze zaczęło się już powoli ściemniać. Niewiele się zastanawiając poszedłem się ciepło ubrać.

  Zamykając za sobą drzwi od domu wsunąłem portfel, klucze oraz telefon do kieszeni po czym wolnym krokiem ruszyłem w kierunku pobliskiego parku mając w planach zahaczyć jeszcze o sklep. Musiałem kupić sobie kilka paczek papierosów żeby się nie fatygować zbytnio przez najbliższe dni. Gdy kupiłem już to co chciałem poprawiłem szalik, którym miałem owinięty wokół szyi idąc powoli w stronę parku i rozglądając się przy tym wokół. Kompletne pustki na ulicach ani żywej duszy. Nawet to i lepiej, nie chciałbym jakieś nieprzyjemnej sytuacji. Będąc już na miejscu usiadłem na ławce między drzewami, na którą niegdyś w letnie dni przychodziłem z Yuu. Unosząc lekko głowę spojrzałem w niebo zagryzając przy tym nerwowo wargę. Nie mogłem przestać o Nim myśleć... nawet na chwilę. Podkulając kolana pod brodę westchnąłem i przymykając powieki zacząłem nucić pod nosem tylko sobie znaną melodię aż w pewnym momencie usłyszałem cichy szmer kilka metrów za mną jakby ktoś powoli zbliżał się w moją stronę. Owy szmer raczej nie przypominał jakiegokolwiek zwierzęcia. Otwierając powoli oczy rozejrzałem się po parku czy w razie znalazłby się świadek mojej rychłej śmierci. Musiałem przyznać, bałem się. Jest już ciemno, w parku prócz mnie i owej osoby za mną nikogo nie było także nawet jakbym zaczął krzyczeć nikt by mnie pewnie nie usłyszał. Zastanawiałem się czy zerwać się z tej ławki i zacząć biec jak najszybciej w stronę domu czy siedzieć i czekać na... Przygryzając wargi chciałem się ruszyć, ale strach mi nie pozwalał. Czułem z każdą chwilą jak moje serce bije coraz szybciej. W pewnym momencie gdy odniosłem wrażenie, że dzieli mnie tylko kilka centymetrów od tej osoby zerwałem się z miejsca i obróciłem za siebie. Nikogo nie było. Cisza. Jedyne co można było usłyszeć to przejeżdżające w oddali samochody. Nie chcąc już dłużej tutaj być zacząłem biec ile sił w nogach do domu, w którym znalazłem się po niecałych piętnastu minutach. Wchodząc do środka zamknąłem drzwi na zamek dodatkowo przekręcając klucz od środka. Zapalając światło w przedpokoju oparłem się plecami o ścianę, po której powoli zsunąłem się siadając następnie na podłodze.Nie wiedziałem co mam myśleć o tym co spotkało mnie kilkanaście minut temu. Gdybym teraz zadzwonił i powiedział to chłopakom pewnie stwierdziliby, że to z przemęczenia już zaczynam schizować. Poza tym.. od jakiegoś czasu kiedy cierpię na ten niespokojny sen budząc się po kilka razy w ciągu nocy mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Po dłuższej chwili wstając powiesiłem kurtkę wraz z szalikiem na wieszaku i chowając następnie buty do szafki skierowałem się do łazienki. Podszedłem do lustra przy czym wręcz niemiłosiernie skrzywiłem się na swoje odbicie w nim.

- No Kouyou... jeszcze trochę, a wylądujesz w pokoju bez klamek.. -Mruknąłem do siebie po czym rozbierając się ułożyłem wszystkie ciuchy na szafce i wskoczyłem pod prysznic odkręcając ciepłą wodę. W jednym momencie jakby wszystko gdzieś ze mnie uleciało. To przyjemne ciepło sprawiło, że chociaż na krótką chwilę zapomniałem o wszystkim. Z cichym westchnieniem oparłem się plecami o szybę kabiny całkowicie się odprężając. Jednakże po niedługiej chwili się otrząsnąłem, bo nie chciałem mimo wszystko po wyjściu wyglądać jak jedna wielka wysuszona rodzynka. Szybko się umyłem, opłukałem i wychodząc spod prysznica zakręciłem wodę sięgając następnie po duży mięciutki ręcznik. Szczelnie się nim owinąłem w międzyczasie wrzucając ubrania do kosza na pranie. Po chwili poczułem nagły przeciąg i dreszcz przechodzący przez moje ciało. Jak to możliwe.. ? Przecież drzwi są zamknięte, a ja nie otwierałem żadnych okien. Gdy już chciałem wyjść z łazienki przeciąg ustał. Wychodząc z pomieszczenia podszedłem do drzwi wyjściowych sprawdzając czy są zamknięte. Gdy się okazało, że są tak samo jak i okna w całym domu rozejrzałem się wokół zdezorientowany. Nigdy wcześniej podobna sytuacja nie miała miejsca. Wchodząc do sypialni podszedłem do szafy i wyciągając sobie rzeczy, które służyły mi za piżamę w postaci nieco przydużej koszulki oraz bokserek wróciłem do łazienki. Ubrałem się oraz wysuszyłem włosy, które robiły mi na złość pusząc się. Yuu zawsze się ze mnie śmiał gdy stałem przed lustrem niemal klnąc na nie, kiedy nie chciały się układać. Mrucząc coś do siebie pod nosem poszedłem do kuchni w celu zrobienia sobie kawy. W międzyczasie gdy woda się zaparzała poszedłem do przedpokoju po wcześniej kupione papierosy. Wracając do kuchni zalałem kawę wrzątkiem i dolałem do niej odrobinę mleka. Tak, nie ma to jak picie kawy na wieczór. Jednakże dzisiaj tak dla odmiany postanowiłem urządzić sobie mały seans filmowy. Ostatnimi czasy nawet nie włączałem telewizora nie mówiąc już dopiero o laptopie, nie czytałem również żadnej prasy. Wiedziałem jednak i to doskonale co się dzieje w Japonii głównie dzięki Yutace i Takanoriemu. Młodszy kiedy do mnie przychodzi to nawet gdy rozmawiamy nie potrafi oprzeć się pokusie siedzenia na tym twitterze. Yuu również często dodawał na nim wpisy głównie po pijanemu. Jak dobrze, że ja nie mam tam konta, nie chciałbym wiedzieć co mógłbym wypisywać pod wpływem alkoholu.. Siadając w fotelu złapałem za ucho kubka i upijając kilka małych łyków w międzyczasie sięgnąłem po pilota i włączyłem telewizor. Skacząc po kanałach po chwili zostawiłem na jakimś horrorze akurat zaczynającym się. Uwielbiałem je oglądać. Jak miałem iść do kina to jedynie na horror lub ewentualnie na jakiś film akcji. Rzadko kiedy się zdarzało komukolwiek udać zaciągnąć mnie na coś innego. Nawet Yuu nie chciał ze mną na nie patrzeć. Echh.. znowu Yuu... Wzdychając cicho odstawiłem już do połowy pusty kubek z kawą na stolik i skupiłem się na oglądaniu filmu, który przyznam szczerze niezbyt mnie zaciekawił. Lubiłem filmy, które trzymały w napięciu i, w których cały czas się coś działo. Wyłączając telewizor odłożyłem pilot na stolik obok i kuląc się zamknąłem oczy czując jak odpływam już powoli w krainę Morfeusza. Nawet nie miałem siły by się ruszyć i przenieść do sypialni. Trudno, najwyżej rano obudzę się cały obolały. W pewnym momencie znowu czułem na sobie te cholerne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. To samo co każdej nocy i w parku.. Jak ręką odjął odechciało mi się spać jednakże bałem się otworzyć oczy. Tylko dlaczego ? Przecież jestem sam w domu, wszystkie drzwi i okna pozamykane także niemożliwe by ktokolwiek mógł się dostać do środka. Znowu mam urojenia. Znowu słyszę ciche kroki dochodzące ze strony wejścia do salonu. Kurwa mać. To nie mogą być żadne urojenia. W tej ciszy prócz kroków nieznanego mi osobnika znowu słyszałem bicie własnego serca. Nagle kroki ucichły. Uchylając po chwili lekko powieki spojrzałem w ciemny ekran telewizora mając nadzieję, że ujrzę w nim tylko swoje odbicie. Co prawda jedynym oświetleniem w salonie była lampa stojąca w samym rogu pomieszczenia jednak można było w odbiciu zobaczyć wszystko. Ktoś całkowicie odziany w czerń stał w drugim kącie tam gdzie światło już nie dochodziło i wiem, że patrzył na mnie, bo blask Jego oczu mogłem dostrzec w ekranie jednak twarz miał zasłoniętą kosmykami włosów jak i szalem. Miałem wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy. Tysiące pytań i różnych najczarniejszych scenariuszy przechodziło mi w tym momencie przez głowę. Jak ten ktoś się tutaj dostał.. ? Jak to możliwe, że go w ogóle nie słyszałem.. ? Poruszał się tak cicho.. Poczułem gulę w gardle, zacząłem cały się trząść, a do moich oczu napłynęły łzy rozmazując obraz. Nigdy się tak nie bałem jak w tej chwili. Jeśli ten ktoś ma zamiar pozbyć mnie życia to żałuję, że chociaż nie pożegnam się z przyjaciółmi.. wyszli ode mnie poddenerwowani z racji tej, że przestałem o siebie dbać.. Ciekawe czy gdyby Yuu był tutaj teraz to czy taka sytuacja miałaby miejsce... W pewnym momencie postanowiłem zaryzykować i się odezwać gdyż mimo iż nic dokładnie nie widziałem przez łzy widziałem rozmazany zarys postaci. 

  - Kim jesteś i czego chcesz.. ? -Zapytałem cicho drżącym głosem zaciskając przy tym mocno palce na brzegach fotela. Nie chciałem się odwrócić, zbyt bardzo opanował mnie strach bym mógł zrobić jakikolwiek ruch. Zapewne gdyby mnie zaatakował nie zdążyłbym uciec. Nie odpowiedział. Zdenerwowałem się i postanowiłem ponowić pytanie.- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz.. ?! -Nadal panowała cisza. Przez to napięcie z każdą chwilą było mi coraz bardziej gorąco, a moje serce biło tak szybko jak chyba nigdy wcześniej. Po chwili ciemna postać poruszyła się robiąc kilka niewielkich kroków w moją stronę. W ułamku sekundy ten ktoś znalazł się tuż przy mnie i objął mnie mocno swymi ramionami. Krzyknąłem tak głośno, aż zabolało mnie gardło. Żałowałem w tym momencie, że ten dom znajduje się nieco dalej od innych. Zacisnąłem powieki i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Jednak nic nie nastąpiło. Owy mężczyzna po prostu trzymał mnie w swoich ramionach i zaczął.. gładzić uspokajająco po plecach. Ten dotyk był mi jakby znany, a zarazem zupełnie obcy. Mój strach nagle gdzieś uleciał, a zastąpił go szok. Więc jednak dzisiaj nie umrę.. ? Z jednej strony ulga, ale z drugiej kim On jest ?! W pewnym momencie nie wytrzymałem i z całej siły odepchnąłem Go od siebie przez co wylądował na podłodze przewracając przy tym stolik. Korzystając z okazji szybko wstałem i podbiegłem do ściany włączając górne światło. Stając w progu na wszelki wypadek by móc uciec patrzyłem na mężczyznę zbierającego się z podłogi z szeroko otwartymi oczami. Ten po chwili stanął na równe nogi i patrząc na mnie jedną ręką odgarnął sobie kosmyki włosów do tyłu, a drugą szal zasłaniający mu jej połowę. Czułem jak nogi się pode mną uginają i jak robi mi się słabo. Lecąc na podłogę zacisnąłem mocno powieki czekając na uderzenie... znowu poczułem te silne ramiona ciasno mnie obejmujące chroniąc przed upadkiem, które jak się okazało należą do... mojego zaginionego Yuu...


"Samotność skąpana czerwonym śmiechem
w cicho cieknącym obłędzie 
Nieczyste oczy, które zapomniały snu
nie mogą nawet zobaczyć jutra .."

piątek, 27 grudnia 2013

" I'll always be with you.."

Pairing : Aoi x Uruha
Gatunek : fantasy
Ostrzeżenia : Po co to ? I tak jak napiszę, że mogą pojawić się wulgaryzmy czy sceny łóżkowe to i tak to nikogo nie zrazi aby przeczytać.
Części : 1/? - nie mam pojęcia na ile to wyjdzie. 

Opowiadanie w większości będzie z perspektywy Uru.
Miłego czytania! I przepraszam z góry za błędy jeśli takowe się znalazły.


 Siedziałem na parapecie w salonie w moim... nie.. w naszym domu. Moim i Yuu. Byliśmy ze sobą już od ponad dwóch lat. Mimo wielu kłótni i nieporozumień, które miały miejsce w naszym związku układało nam się całkiem nieźle. Mogę nawet powiedzieć, że idealnie. Niczego innego nie byłem kiedykolwiek tak pewny jak tego, że to właśnie On był tym, na którego czekałem całe życie. Nikt mi nigdy nie poświęcał tyle uwagi, nie dawał tyle miłości, poczucia bezpieczeństwa i nie dbał o to bym był szczęśliwy jak właśnie Shiroyama. Potrafiliśmy się czasami zrozumieć nie używając nawet słów, same spojrzenie drugiej osoby wystarczyło aby wiedzieć czego potrzebuje. Niestety nagle to wszystko prysnęło niczym bańka mydlana. Piękny sen, z którego nigdy nie chciałem się obudzić skończył się pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia wspólnych spędzonych chwil, zapach Jego perfum oraz złudzenie dotyku i ciepła, które zawsze były dla mnie jak lek na ukojenie rozszarpanych nerwów. Wpatrując się przez szybę w wirujące płatki śniegu otarłem pojedyncze łzy spływające z moich policzków zastanawiając się.. dlaczego ? Dlaczego mój ukochany zniknął bez żadnego słowa wyjaśnienia, a co najgorsze.. zostawiając wszystkie swoje rzeczy...
 Zatem cofnę się teraz wspomnieniami dwa miesiące wcześniej kiedy to postanowił opuścić studio oznajmiając nam wszystkim, że ma kilka ważnych spraw do załatwienia na mieście i, że raczej już dzisiaj nie wróci nic nagrywać. Liderowi nie spodobało się to wtedy z racji tej, że mieliśmy nagrywać piosenki na nową płytę, a data jej premiery zbliżała się wielkimi krokami. Cóż.. nie pytaliśmy o szczegóły, nawet ja nie wiedziałem, że ma coś do załatwienia. Zawsze mówiliśmy sobie o wszystkim lecz tym razem tak nie było. Podchodząc wtedy do mnie szepnął mi do ucha, że kiedy już wrócę będzie na mnie czekał w domu. Żegnając się ze mną czułym pocałunkiem, a resztą chłopaków krótkim 'cześć' wyszedł, a my wróciliśmy do pracy. Jednakże kiedy późnym popołudniem wróciłem do domu nie zastałem Go w nim. Dzwoniłem, pisałem.. nie odbierał. Nie dostałem również żadnej odpowiedzi na wysłane wiadomości. Wydzwoniłem chłopaków i wszystkich naszych znajomych jednak nikt Go nie widział, ani nie wiedzieli gdzie może być. Pomyślałem wtedy, że mogło Mu się coś przedłużyć i z tą myślą poszedłem spać gdyż byłem bardzo zmęczony. Budząc się kilka godzin później omiotłem zaspanym wzrokiem sypialnię kierując wzrok na miejsce obok siebie. Ani nie ruszone. Zerwałem się z miejsca postanawiając sprawdzić czy może jest w innej części domu. Głucha cisza. Ciemność. Nic nie wskazywało na to, aby przez ten czas kiedy ja spałem Yuu mógłby wstąpić chociaż na chwilę. Chwyciłem za telefon ponawiając połączenia do wszystkich znajomych. Usłyszałem to samo co wcześniej wraz ze słowami pocieszenia, że na pewno wróci. Akira, Takanori i Yutaka postanowili do mnie przyjechać kiedy usłyszeli przez telefon mój łamiący się głos poza tym sam ich poprosiłem aby mnie odwiedzili. Nienawidziłem samotności.. Bałem się jej wręcz panicznie. Czekając na przyjaciół sprawdziłem czy chociaż jest co w domu do jedzenia. Rzadko kiedy ja bądź starszy gitarzysta coś gotowaliśmy sami ze względu na to, że nasze umiejętności kulinarne nie były jakieś wybitne. Przeważnie coś zamawialiśmy, szliśmy na miasto coś zjeść bądź Yutaka nam coś przywoził mimo iż uparcie staraliśmy się Mu wmówić, że nie ma takiej potrzeby. Kochany Kai.. robił za taką mamę dbającą o swoje ukochane dzieci. Od lat się zastanawiam skąd ten facet ma taką cierpliwość do wszystkiego. Wyciągając z szafki słodycze w postaci ciastek różnego rodzaju zaniosłem je do salonu i siadając na kanapie wyczekiwałem gości. Po kilkunastu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstając podbiegłem szybko do nich z cichą nadzieją, że może to Yuu przyjechał przed nimi i gdy Ci zobaczą, że już jest w porządku będą musieli się pofatygować z powrotem do domów. Gdy otwierając drzwi ujrzałem przed sobą zmartwione twarze chłopaków, którzy od razu wpakowali się do środka westchnąłem zawiedziony i razem z nimi usiadłem w salonie rozpoczynając dyskusję na temat zniknięcia Yuu. Byli zdziwieni kiedy powiedziałem im, że wszystkie rzeczy starszego zostały na swoich miejscach. Rozmawialiśmy do późna postanawiając, że jeśli Shiro nie da znaku życia ani nie pojawi się do południa następnego dnia to zgłosimy zaginięcie na policję. Kiedy chcieli już wyjść uparcie zatrzymałem ich prosząc aby zostali na noc. Nie to nie było tylko spowodowane tym, że nie chciałem być sam. To znaczy było i to w nawet dużej mierze, ale martwiłem się o nich. W tej chwili przez głowę przechodziły mi najgorsze myśli.. Jeśli stałoby się coś któremuś z nich to obwiniałbym się za to do końca życia, że pozwoliłem by wyszli o takiej porze. Tokio stanowczo nie jest bezpieczne nocą. W domu prócz sypialni mojej i Yuu znajdowały się jeszcze dwa pokoje gościnne z czego jedno było rozkładane dla trzech osób, a w drugim pokoju dla dwóch. Czasami się zdarzało, że urządzaliśmy jakąś domówkę dlatego takie łóżka okazały się bardzo przydatne kiedy ktoś był delikatnie mówiąc nawalony i nie był w stanie iść nie mówiąc już o wsiadaniu za kółko. Takanori z Akirą zajęli te dla dwóch osób, a Kai dla trzech. Zapewne gdyby nie to jaka jest teraz sytuacja cieszyłby się jak małe dziecko, bo jak zawsze twierdził jest to najwygodniejsze łóżko na jakim dotychczas spał. Ja również poszedłem się położyć jednakże nie potrafiłem zasnąć. Leżąc wpatrywałem się w okno trzymając przy sobie blisko telefon modląc się przy tym o jakikolwiek znak życia od Yuu. Przez ten czas dzwoniłem jeszcze po kilkanaście razy, ale wciąż nie odbierał. Zasnąłem dopiero wtedy kiedy zaczęło się już robić jasno na dworze. Budząc się po jakimś czasie pierwsze co zrobiłem to spojrzałem na wyświetlacz komórki. Było grubo po 13. I nadal ani jednej wiadomości czy nieodebranego połączenia. Przetarłem wierzchem dłoni piekące oczy od zbierających się w nich łez i wstając wyszedłem z sypialni. Jak się okazało wokalisty z basistą już nie było, ale został Yutaka. Gdy tylko przypilnował abym coś zjadł co zajęło trochę czasu gdyż z tych nerwów miałem problem z jedzeniem pojechał razem ze mną zgłosić na policję zaginięcie. Po jakiś trzech godzinach odwiózł mnie do domu przepraszając, że nie może ze mną dłużej zostać po czym pojechał do PSC zgłaszając im, że Yuu zniknął tym samym zawieszając działalność zespołu. Wspólnie z chłopakami i naszym menedżerem postanowiliśmy, że póki co tak będzie najlepiej. Chociaż nie wyobrażałem już sobie Gazetto bez Niego. Nie potrafię sobie wyobrazić by ktokolwiek inny mógł Go zastąpić. Od tamtego dnia moje życie straciło sens. Wszystko co kochałem i było dla mnie najważniejsze zaczęło się w jednej chwili walić.. Policja po dziś dzień nie znalazła śladu po starszym. Nie znaleźli nic co mogłoby wskazywać na to, że gdzieś wyjechał, bo przecież wszystkie Jego rzeczy zostały na swoim miejscu. Wracając do chwili obecnej.. niedawno byłem w naszej sali prób żeby przywieźć do domu wszystkie swoje gitary jak i Shiro. Teraz siedzę w dość dużym pokoju, który zawsze służył nam za przechowywalnię instrumentów jak i taką małą salkę, w której czasami nagrywaliśmy to co stworzyliśmy z nudów i ćwiczyliśmy. Pamiętam jak ten dom kupiliśmy wspólnie. Szukaliśmy takiego przestrzennego, z którego mielibyśmy również blisko do centrum i takiego co ma zarazem kilka pokoi. Nigdy nie zapomnę tego dnia, w którym się tutaj wprowadziliśmy. To w sumie było niedługo po tym kiedy się związaliśmy. Odrywając swoje spojrzenie od białego puchu za oknem zszedłem z parapetu i sięgnąłem po paczkę papierosów leżącą na stoliku po czym kładąc się na kanapie w międzyczasie wyciągnąłem z niej jednego wsuwając go między wargi następnie odpalając zaciągnąłem się z rozkoszą używką. Papierosy były teraz jedyną rzeczą, która potrafiła mnie uspokoić. Jeszcze dwa miesiące temu były to silne ramiona Yuu i ciepło bijące od Niego, a teraz.. echh. Dopalając po chwili papierosa do końca wpatrywałem się w sufit rozmyślając o tym co dalej.. Przestałem w to wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę Go chociażby na oczy. Nie wierzyłem w to, że mógłby zostawić mnie z własnej woli, bo przecież powiedział tamtego nieszczęsnego dnia, że będzie na mnie czekać gdy wrócę.. Po co miałby to mówić gdyby chciał mnie zostawić ?! Chowając twarz w poduszce, którą miałem pod głową rozpłakałem się niczym małe dziecko.. byłem bezsilny.. nie miałem już ochoty na cokolwiek. Nie chciałem już robić tego co kocham, nie mogłem nawet patrzeć na mój ukochany instrument jakim była gitara. Razem ze starszym gitarzystą odeszło wszystko. Co prawda pozostali mi jeszcze Rei, Ruki i Kai, ale już sami wyglądali jak cienie tych osób, które znałem.. Co któryś dzień wpadali do mnie by dotrzymać mi towarzystwa, zobaczyć jak się czuję, pomóc ogarnąć dom albo przypilnować żebym nie wpadł w anoreksję. Tanabe już o to w szczególności dbał niemal codziennie przywożąc mi coś ze swoich specjałów. Lubiłem dania przygotowywane przez niego i mimo, że naprawdę nie miałem ochoty jeść to jadłem.. Wiedziałem, że gdybym to olał mogłoby to źle się dla mnie skończyć, a nie mogłem za nic w świecie zostawić przyjaciół. Rodzina to już dawno mnie olała gdy dowiedzieli się, że nie interesują mnie kobiety także gdyby coś mi się stało nawet nie kiwnęliby palcem w tej sprawie. Rozmyślając tak na moim dotychczasowym życiem poczułem jak moje powieki z każdą chwilą robią się coraz cięższe. Nie chcąc zasnąć na kanapie leniwie się z niej podniosłem i ruszyłem wolnym krokiem do sypialni zgaszając po drodze wszystkie światła oraz sprawdzając czy drzwi wejściowe są zamknięte. Będąc już w sypialni ściągnąłem niedbale spodnie oraz koszulkę i w samej bieliźnie wręcz rzuciłem się na łóżko nakrywając się puchową kołdrą. Leżąc w tej pozycji przez dłuższą chwilę spoglądałem na puste miejsce obok siebie. Czując łzy wręcz cisnące się do oczu zacisnąłem powieki kuląc się na łóżku.  
- Yuu.. tak bardzo mi Ciebie brakuje..- Wyszeptałem nie wiedząc nawet, w którym momencie odpłynąłem. Śnił mi się Yuu. Uśmiechał się do mnie przytulając mnie. To było takie realne.. ten sen wydał mi się najprzyjemniejszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać od tych kilku tygodni, aż do momentu kiedy mój wyśniony Aoi zaczął się rozpływać, ponownie pozostawiając chłód po sobie... Nie, Yuu.. ! Proszę, nie zostawiaj mnie.. ! Yuu...!



 Zamek w drzwiach nagle się przekręcił, a one uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Do środka bezszelestnie wszedł mężczyzna ubrany cały na czarno co idealnie wpasowało się z jego kruczoczarnymi włosami. Ciemna koszula opinająca tors mężczyzny podkreślała dodatkowo jego nienaganną sylwetkę. Zamykając za sobą drzwi skierował się w stronę swojej... sypialni. Widząc spokojną twarz swojego ukochanego delikatnie się uśmiechnął lecz ten uśmiech znikł równie szybko co się pojawił. Właśnie.. Czy nadal mógł Go nazywać swoim ukochanym? Zagryzając dolną wargę ostrożnie usiadł na brzegu dużego łóżka po tej stronie, którą zawsze zajmował i skierował wzrok na młodszego gitarzystę śpiącego spokojnie całego opatulonego kołdrą. Słysząc jak ten po chwili przez sen szepcze jego imię z rozpaczą w głosie poczuł nagle ukłucie w klatce piersiowej, w miejscu gdzie jeszcze dwa miesiące temu biło jego serce. Nie chciał aby to tak się potoczyło, ale nie miał na to najmniejszego wpływu. Nie chciał, żeby ten, który odmienił całe jego życie, sprawił, że stał się innym człowiekiem cierpiał. Tyle zawdzięczał temu, który pogrążony był teraz we śnie biorąc pod uwagę to, że już nigdy Mu nie powie jak bardzo ważny był, jest i będzie dla niego. Zawsze starał się, aby Kouyou był szczęśliwy i nie musiał się niczym martwić. Obserwował Go każdej nocy od tamtego felernego dnia.. każdej nocy cicho wkradał się do mieszkania i siedział przy Nim do momentu kiedy nie zaczął się budzić. Wtedy w jednej chwili znikał by pojawić się następnej nocy. Tak było i tym razem. Spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej tuż obok łóżka. Dochodziła godzina 7, młodszy zaczął się budzić. W ułamku sekundy znalazł się cztery metry dalej. Odkąd tylko pamiętał Kou należał do grupy osób, które wcześniej się budziły, a chodziły późno spać i do tego wstawały wyspane. Zawsze Go za to podziwiał. Stając w progu sypialni rzucił ostatni raz swoje spojrzenie na Niego przeciągającego się na łóżku oraz przecierającego oczy po czym zniknął bez żadnego szmeru zamykając za sobą drzwi i zostawiając tak nic nieświadomego Kouyou, który analizując swój sen schował twarz w dłoniach uporczywie kręcąc głową na boki nadal nie mogąc uwierzyć, że nie ma przy Nim Yuu... w to, że już Go nigdy nie zobaczy..